Słowenii ciąg dalszy. A zaczęło się tak, rok temu kupiłem w Lublanie kieliszek wina Cvicek. Wypicie go było doznaniem niezapomnianym, wino smakowało jak sok z buraków zmieszany z octem. Było na tyle intrygujące, że w tym roku również postanowiłem go spróbować. Cvicek serwowany w lublańskich barach smakował dokładnie tak samo jak przed rokiem, ekstremalna kwasowość, niezbyt ciemna barwa, smak buraków i botwinki. Jednym słowem - pycha! Jestem pewien, że to wino doskonale wspomaga procesy trawienne, a nawet więcej może pełnić rolę zastępnika kwasów żołądkowych (lub kwasu w akumulatorach).
Przywieziona i skonsumowana już w Polsce butelka Cvicka od Martincica (3,5€) niczego nowego do opisu tego gatunku wina nie wnosi. Znowu, mocno kwasowe, pachnące botwiną. Jedyna nowość to wyczuwalne na języku bąbelki gazu. Najprawdopodobniej wino było lane do butelek bardzo świeże i nie przestało jeszcze "pracować".
W Polsce Cvicek jest winem nie do dostania, a szkoda. W świecie tych wszystkich zuniformizowanych i wystandaryzowanych smaków Cabernet Sauvignion, Merlot i Chardonnay każdą odmianę witam z prawdziwą radością. Ach i na koniec jeszcze podsumowanie z angielskiej wikipedii: "byłoby niewłaściwym, aby produkować Cvicka mniej kwaśnego, tak by zyskał większą popularność". Właśnie tak.